Piotr Parzyszek wychował się w Holandii i tam stawiał pierwsze piłkarskie kroki. Tuż przed 25. urodzinami napastnik przeniósł się do Piasta Gliwice, z którym od razu sięgnął po tytuł mistrza Polski, a sam dał drużynie dziewięć trafień. Jeszcze przed transferem do włoskiego Frosinone, Parzyszek opowiedział nam niemal od A do Z, jak przechodził przez poszczególne etapy swojej kariery. Zapraszamy do lektury!
Będąc młodym chłopcem, wyjechałeś do Holandii. Jak wyglądały Twoje pierwsze kroki w tym kraju, kto zaprowadził Cię na pierwszy trening?
W pierwszych latach pobytu w Holandii nie interesowałem się piłką. Dopiero kiedy miałem 5-6 lat, mąż mojej mamy zaprowadził mnie na trening. Zaczęło się dosyć spokojnie, nie było żadnego parcia na to, żebym był piłkarzem. Około 9-10 roku życia zacząłem o tym myśleć trochę poważniej.
Czy któregoś z trenerów już w tych rocznikach, w których poważniej myślałeś o piłce, wspominasz szczególnie dobrze? Czy któremuś zawdzięczasz trochę więcej niż innym?
Raczej każdemu trenerowi zawdzięczam tyle samo. Od każdego się czegoś nauczyłem. Nawet jeśli mam jakieś złe wspomnienia, to po latach stwierdzam, że to było potrzebne. Po prostu będąc piłkarzem, możesz się od każdego czegoś nauczyć, czy to jest negatywne czy pozytywne.
Piotr Parzyszek w latach juniorskich i wcześniejszych to zawsze był napastnik. Czy trenerzy próbowali Cię obsadzić na inne pozycje?
Nie, nie. Od najmłodszych lat zawsze grałem jako „dziewiątka” albo „dziewięć i pół” za plecami napastnika. Kiedyś szkoleniowcy próbowali mnie na skrzydle, ale wiadomo, że jestem zbyt wolny!
Piłkarska Holandia to kraj kojarzony głównie z Johanem Cruyffem i jego spuścizną w Ajaksie Amsterdam. Czy w innych akademiach też czuć ducha tego znakomitego piłkarza?
Tak, to jest podstawa holenderskiej piłki. To jest to, na czym bazują. Od momentu, kiedy to się zaczęło, to każdy klub piłkarski korzysta z tego w akademiach.
Ty też miałeś Cruyffa za swojego idola czy jednak wzorowałeś się na innych?
Nie, ja zawsze miałem swoich, innych idoli.
Na przykład?
Zawracałem uwagę na typowe „dziewiątki” w lidze holenderskiej, takie jak Klaas-Jan Huntelaar czy Ruud van Nistelrooy.
Twoje pierwsze kroki w seniorskiej piłce to drużyna De Graafschap. Czy Twoim zdaniem łatwiej jest wejść młodemu piłkarzowi do pierwszej drużyny w Holandii niż w Polsce?
Nie mogę oceniać tego, jak to wygląda w Polsce, ponieważ ja sam przez to nie przechodziłem. Jednak, gdy tak teraz patrzę, jak młodzi zawodnicy wchodzą do seniorskich drużyn, to wydaje mi się, że w Holandii jest łatwiej. Mówiąc kolokwialnie, myślę, że szybciej biorą chłopaków i zwyczajnie więcej uwagi poświęcają młodzieży. W przygotowaniach przedsezonowych przynajmniej kilku jest zapraszanych na treningi z pierwszą drużyną. Nasz rocznik U-19 był na tyle mocny, że raz zaprosili ośmiu chłopaków na trening z pierwszą drużyną.
I ilu z nich zadebiutowało w lidze?
Wszyscy. Każdy z nich do dzisiaj gra w profesjonalnej piłce.
Twoje dobre występy spowodowały zainteresowanie ze strony angielskich klubów. Wyjechałeś na testy do Aston Villi.
Bardzo chciałem zostać w Anglii. Dobrze wypadłem w testach i ludzie z akademii chcieli mnie u siebie. Jednak ostateczna decyzja należała do dyrektora akademii, który powiedział, że jestem dobrym napastnikiem, ale takich napastników już tam mają swoich. Skończyło się więc powrotem do Holandii.
Czyli Anglicy przede wszystkim stawiają na swoich?
Tak. Pomimo tego, że, jak mówiłem, dobrze wypadłem i wielu ludzi z akademii chciało, żebym został, to dyrektor zadecydował, że ma Anglików na tym samym poziomie. Jeżeli jest taka sytuacja, to oni zawsze wybierają swoich.
Dużo mówi się o tym, że młodzi zawodnicy odbiegają pod względem fizycznym od tej ligi. Czy ta różnica już w tych młodych rocznikach jest taka widoczna?
Kiedy przyjechałem, od razu dostrzegłem ogromną różnicę. W Holandii nawet w 5% nie robiliśmy tego, co Anglicy wykonywali na siłowni. Bardzo często widziałem zawodników pierwszej drużyny, którzy zarówno przed treningiem, jak i po nim przychodzili na siłownię. Kiedyś, gdy zobaczyłem bramkarza, który bierze na klatę 180 kilogramów, to pomyślałem „co tutaj się dzieje?!”.
Jak to wygląda pod względem kondycyjnym?
Podobnie. Przed i po treningu ogromnie dużo jest biegania. Bardzo profesjonalne podejście. Dlatego też Anglicy mają swój świat, uważają, że są najlepsi. Tam jest dużo pieniędzy, co też się wpływa na świat ich piłki. Wielu z nich boi się opuszczać Wyspy, tak jak Kieran Tripper, który wyjechał do ligi hiszpańskiej (przeszedł z Tottenhamu do Atletico Madryt – przyp. red.). Momentalnie zauważa się różnice nie tylko finansową, ale i w przygotowaniu motorycznym i fizycznym.
Twój pierwszy trener w drużynie De Graafschap to Pieter Huistra. Jak go wspominasz i jak pomógł Ci w wejściu do szatni pierwszego zespołu?
Akurat w momencie mojego przejścia mój trener z drużyny U-19 był łącznikiem pomiędzy drużyną juniorów a pierwszą drużyną. W tym sezonie De Graafschap spadło z holenderskiej ekstraklasy. Tak jak wcześniej wspominałem, ośmiu z nas zostało zaproszonych na treningi pierwszego zespołu. Od razu zadebiutowałem, po czym klub ściągnął doświadczonych napastników, a ja nie znajdowałem się nawet w osiemnastce meczowej. Drużynie szło jednak nie najlepiej i kibice wywierali presje swoimi przyśpiewkami. Poniekąd spowodowali, że młodzi piłkarze, w tym ja, zaczęli grać. Od mniej więcej 9. kolejki zacząłem występować bardzo regularnie. Jestem bardzo wdzięczny temu trenerowi, że postawił na mnie i wierzył we mnie.
Jak wyglądał warsztat trenerski Pitera Huistry?
To fachowiec pochodzący z akademii Ajaksu Amsterdam, w którym występował jako piłkarz. Zawsze chciał grać ofensywną piłkę, lubił brać udział w treningu. Podczas swojej kariery występował na skrzydle, więc często wykonywał dośrodkowania. Tylko trafił na trudny okres w drużynie. Było wiele oczekiwań wobec nas związanych z powrotem do najwyższej klasy rozgrywkowej. Narzucono nam dużą presję, a zespołowi nie zawsze wychodziło.
Byłeś w wielu krajach, między innymi Belgii, Holandii, Danii. Który z nich kładzie największy nacisk na wprowadzanie młodych piłkarzy do pierwszych drużyn?
Zdecydowanie Holandia. Tam się nie boją stawiać na młodych. Wystarczy popatrzeć na Matthijsa de Ligta. Przecież on w pierwszych występach w Ajaksie popełniał wiele błędów! Pojawiały się głosy, że jest za młody, żeby wtedy grać aż tak dużo. Ale tam najważniejsze jest zaufanie dla młodego zawodnika i pomimo popełnianych wpadek de Ligt dalej otrzymywał szanse, a dziś jest już doświadczonym stoperem w Juventusie.
Po kilku sezonach wreszcie trafiłeś do Polski przechodząc do Piasta Gliwice. Już w pierwszym sezonie zdobyliście Mistrzostwo Polski. Gdybyś miał powiedzieć jedną rzecz, bez której ten sukces nie miałby miejsca, co by to było?
Szatnia, atmosfera, porozumienie chłopaków. Widzieliśmy, kiedy żartować, a kiedy pracować. Akceptowaliśmy się nawzajem. Jeżeli ktoś komuś zwracał uwagę, to nie po to, żeby dokuczyć, tylko zmotywować, dać mu wskazówki. Nieraz mówiłem, że najlepsza szatnia, w jakiej byłem, to ta z sezonu mistrzowskiego w Piaście. Nie mam co do tego wątpliwości!
Po zdobytym Mistrzostwie przywilejem Piasta była możliwość gry w eliminacjach Ligi Mistrzów, a następnie Ligi Europy. W obu przypadkach skończyło się na pierwszych etapach.
Mnie jest zawsze przykro do tego wracać. Ja do tej pory jestem przekonany, że w obu meczach nie zasłużyliśmy na to, żeby odpaść. Z BATE Borysów na pewno nie byliśmy słabsi, a przeciwko Rydze strzeliliśmy sobie sami dwa gole w Gliwicach. Nasi przeciwnicy mieli pół sytuacji, a zdobyli dwie bramki! Tak naprawdę to my je im podarowaliśmy. Gdyby nie to, w zupełnie innej sytuacji wybralibyśmy się na rewanż do Łotwy. Moim zdaniem nie ma głównej przyczyny, dlaczego tak się stało. Kibice też powinni zrozumieć, że naprawdę trudno gra się w Europie.
Czy to może być trochę tak, że kibice i dziennikarze nakładają ogromną presję na Was?
Trochę tak. Uważam, że od nich też mogłoby wyjść trochę wsparcia. Oczywiście, nie mam na myśli wszystkich.
Po tym trudniejszym pytaniu, takie troszkę luźniejsze. Chciałbym żebyś porównał rolę napastnika w Holandii i w Polsce.
To zależy, o jakim klubie mowa. Niemniej zawsze najważniejsze jest strzelanie goli. Chociaż teraz ta rola się trochę zmienia w całej Europie i w Polsce również. Co z tego, że napastnik trafi dwa razy, jeśli zespół przegrywa 2:4. Wtedy snajper już musi uczestniczyć całkiem w grze, schodzić do bocznych sektorów, podać, być pod grą, zwalniać miejsce partnerom. Doskonale widać to po Robercie Lewandowskim, który rozwinął się niesamowicie na przestrzeni ostatnich lat. Teraz on swoją grą potrafi sam pociągnąć drużynę.
Jak oceniłbyś poziom Polskiej Ekstraklasy i ogólnie piłki w Polsce?
Uważam, że polska piłka, tak samo jak europejska, cały czas idzie do przodu i poziom w naszej Ekstraklasie jest naprawdę dobry. Tylko tu znowu wracam do tego, co powiedziałem wcześniej. Bardzo wielu ludzi potrafi tylko narzekać, a nie dostrzega pozytywów! Dla mnie to naprawdę niesprawiedliwie i niesłuszne spojrzenie wielu osób.
Kiedyś Dawid Kownacki udzielił wywiadu dla kanału „Foot Truck” na YouTube, że polska szatnia zabija kreatywność u młodych zawodników. Stwierdził, że starszym zawodnikom nie podoba się, gdy młodzian próbuje dryblować.
Po pierwsze, to z tego dryblingu musi coś wynikać! Jeżeli to jest takie kiwanie dla kiwania, to nikomu to nic nie daje.
Tak, ale sam wcześniej wspomniałeś o tym zaufaniu do młodego piłkarza na przykład w Holandii. Jeśli taki młody zawodnik wierzy w swoje umiejętności, to powinien podejmować takie próby, nawet kosztem błędów.
Tak, ale to nie znaczy, że za każdym razem taki zawodnik ma próbować przedryblować całą drużynę przeciwnika. Jeżeli ten młody piłkarz wykorzysta swoje umiejętności w taki sposób, że minie jednego czy dwóch rywali i zdobędzie bramkę lub da asystę , to nikt nie będzie miał do niego pretensji. Chodzi o to, aby próbować, ale wtedy kiedy ma to sens, a nie w każdej akcji robić to na siłę.
Czyli Twoim zdaniem polska szatnia nie zabija kreatywności?
Nie.
Jesteś już doświadczonym piłkarzem, masz 27 lat. Czy doradzałbyś młodemu, na przykład 17-letniemu chłopakowi wyjazd za granicę? Czy jednak radziłbyś zostać mu w Polsce i tu zbudować swoje nazwisko i dopiero potem wyjechać?
Najważniejsze jest to, aby klub, do którego idziesz, miał na Ciebie pomysł. To znaczy, że kupują Cię i mają kilkuletnią strategię, zaplanowane wypożyczenia, czas, kiedy Cię wprowadzić do pierwszej drużyny. Także myślę, że jeśli zgłasza się duży klub, to zawodnik powinien z tego skorzystać, ponieważ taka sytuacja może się już nie powtórzyć.
Ostatnie pytanie. Spotykasz siebie sprzed 15 lat i co sobie radzisz?
Żeby tyle nie myśleć.
To znaczy?
Ja czasem za dużo myślałem, co się wydarzy. Trzeba patrzeć przede wszystkim na siebie, nikt z nas nie ma wpływu na to, co zrobią inni. Należy przeć do przodu i nie przejmować się innymi!
Rozmawiał Jakub Mik
fot: Screen sportdziennik