Jednym z młodzieżowców w Cracovii podczas minionego sezonu był Kamil Pestka. 21-latek jest tak naprawdę na początku swojej kariery, ale poznał już smak rywalizacji na poziomie 1. Ligi, Ekstraklasy, a także reprezentacyjnego futbolu młodzieżowego. „Piłkarzem się jest cały czas i trzeba o tym pamiętać” – przyznaje defensor Pasów.
Urodziłeś się w Krakowie, teraz grasz w Cracovii, ale Twoja droga na stadion przy Kałuży nie była tak oczywista…
Tak, to prawda. Pierwszy swój trening odbyłem w malutkim klubiku osiedlowym, gdy piłka nożna była dla mnie formą zabawy. Bardzo mi się to spodobało. Było to na tyle cieszące mnie, jako dzieciaka, że później, mając 8 lat skusiłem się, by wyjechać na obóz z Prokocimem Kraków. Dużo pomógł mi mój kuzyn, który tam grał i zaproponował mi, że mogę spróbować swoich sił podczas takiego wyjazdu. Jak się okazało, spodobałem się trenerowi i ostatecznie trafiłem tam na dłużej, bo aż pięć lat. Potem przez chwilę występowałem dla Hutnika Nowa Huta, który przekształcił się w Progres. Stamtąd w 2014 roku przeszedłem do Cracovii.
Gdy trafiłeś do Cracovii miałeś 16 lat. Dzisiaj jesteś już zawodnikiem pierwszej drużyny. Jak przebiegała twoja wspinaczka, by dojść do tego miejsca?
Było to dość zwyczajne przejście. Wspinałem się szczebel po szczeblu. Największa różnica to oczywiście przejście do pierwszej drużyny Cracovii. Odstawałem warunkami fizycznymi, pojawiła się też trochę większa presja na treningach, co było odczuwalne. Wchodziłem do Ekstraklasy stopniowo. Najpierw trener Jacek Zieliński od czasu do czasu zapraszał mnie na treningi, następnie pojechałem też na obóz i dopiero później włączył mnie na stałe do zespołu. Jeżeli miałbym wskazać na coś, co mogło mi przeszkodzić, to na pewno były to dwie kontuzje, po których musiałem przechodzić operacje. Poza tym, istotne było to, że od swoich pierwszych dni w Cracovii trafiałem na trenerów, którzy konsekwentnie na mnie stawiali i łapałem kolejne minuty. Ogromny wpływ miał na mnie trener Piotr Mrozek. Pod jego batutą czułem, że zrobiłem największy postęp. Niemniej zawdzięczam sporo każdemu ze szkoleniowców i mogę to przyznać bez żadnych wątpliwości.
Jak wygląda praca w zespole seniorskim z Michałem Probierzem? Z zewnątrz często można było odnieść wrażenie, że jest to trudna przeprawa. W jednym ze spotkań dostałeś nawet tzw. „wędkę”, mimo, że nie grałeś na swojej nominalnej pozycji.
Nie, nie mogę powiedzieć, aby to była trudna przeprawa. W naszym zespole, jak w każdym seniorskim, toczy się walka o skład. Pewne rzeczy, patrząc z boku, są odbierane dziwnie, ale tak w zasadzie nie ma w nich nic szczególnego. Jeżeli chodzi o zmianę, jaką dostałem w jednym meczu, powiem tak: nie tacy gracze, jak ja dostawali „wędki”. Oczywiście, byłem wtedy zdenerwowany i zły, przecież nie mogłem być zadowolony z tego powodu, ale raczej była to złość na samego siebie. Zdawałem sobie sprawę także z tego, że po mistrzostwach Europy nie byłem w najlepszej formie fizycznej. Jednak takie rzeczy się po prostu zdarzają i nie ma sensu ich rozpamiętywać.
Nawiązałeś do reprezentacji Polski. Miałeś okazję być we Włoszech na Mistrzostwach Europy u21 razem z kadrą Czesława Michniewicza.
Tak. To niezwykle wartościowy turniej. Mecze były bardzo trudne, zarówno z Belgią, Włochami jak i Hiszpanią. Nie każdemu nasz styl się podobał, ale wszystko było wypracowane. Czuliśmy się dobrze, w tym co robiliśmy. Nie było sensu zmieniać czegoś, co funkcjonuje. Chcieliśmy się w tym doskonalić i wiele pokazał chociażby mecz z Belgią. Uważam, że nie była to przypadkowa wygrana. Natomiast w spotkaniu przeciwko Włochom może nie mieliśmy wielu sytuacji do zdobycia bramki, ale klasowe drużyny potrafią wykorzystać swoją jedyną szansę i tak się stało. W dodatku ważna okazała się atmosfera, która była bardzo dobra i idealnie wpływała na drużynę.
Da się porównać zmagania na poziomie reprezentacji młodzieżowej a rozgrywek Ekstraklasy?
Myślę, że to bardzo trudne. W reprezentacji powołania znamy już wcześniej, ale w rzeczywistości nie pracujemy ze sobą cały czas, jak w klubie. Mamy zgrupowania, jak przy okazji Mistrzostw w Grodzisku i ja wtedy „zaliczam” trasę Kraków-Poznań-Grodzisk. Natomiast trenując w klubie, wiadomo, że zawodnik ma ciągłość pracy. Sam poziom meczów i rywali to zupełnie coś innego. W lidze mierzysz się często z zawodnikami ogranymi i doświadczonymi, a w reprezentacji młodzieżowej grasz przeciwko rówieśnikom, ale z innych krajów. Po takich graczach jak Hiszpanie czy Włosi widać ogromną jakość, część z nich ogląda się podczas Ligi Mistrzów czy Ligi Europy w telewizji. Zwyczajnie uważam, że z wielu względów niełatwo o odpowiednie porównanie.
Było okienko transferowe, w którym pojawił się temat Twoich przenosin do Hiszpanii. Podobno interesowała się Tobą Valencia.
Rzeczywiście, było coś na rzeczy. Jednak, jeżeli mam być szczery, nie zagłębiałem się w szczegóły. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, chociaż wiadomo, że każdy jest chętny wyjechać. Zwłaszcza, jeżeli mowa o Primera División i tak wielkim klubie jak Valencia. Nie lubię gdybać, więc nie zastanawiam się też, co stałoby się, jakby transfer doszedł do skutku. Tak na dobrą sprawę była to motywacja do dalszej pracy i dzisiaj skupiam się na tym, co jest teraz.
Gdybyś miał nakreślić młodszemu koledze, co jest najważniejsze, by dojść do takiego miejsca, do jakiego Ty doszedłeś w młodym wieku – jaka byłaby to rada?
Wydaje mi się, że bardzo ważne, jeśli nie najważniejsze, jest włożyć w to serce. Bez tego na dłuższą metę niewiele da się zrobić. Oczywiście trzeba przy tym uważać na to, żeby się nie wypalić, bo gdy wszystkiego jest za dużo, to też nie jest najlepsza opcja. Gdy trafiłem do Cracovii, liczba treningów i zajęć była na tyle odpowiednia, że ciągle czułem głód piłki nożnej. Ważne, żeby to wszystko wypośrodkować, a jednocześnie pamiętać, że piłkarzem jest się 24 godziny na dobę. Treningi indywidualne są wskazane, żeby poprawiać swoje gorsze strony. Ja, gdybym miał wrócić do swoich najmłodszych lat, na pewno więcej pracowałbym nad słabszą nogą i techniką. Poza tym trzeba pamiętać o takich elementach jak dieta czy nastawienie mentalne. Sam korzystałem z usług dietetyka, a z trenerem mentalnym pracuję do dziś. Wszystko to jest niezwykle ważne, ale jak powiedziałem na początku – przede wszystkim trzeba włożyć serce w to, co się robi, bo bez tego nie da się zajść nigdzie.
Fot.: Marcin Kądziołka