Jak wygląda droga do seniorskiej drużyny grającej w 1. lidze? Czego nie powinno zabraknąć piłkarzowi, który pnie się po kolejnych szczeblach? Czy zmiana pozycji na boisku jest łatwa dla zawodnika? O tym opowiedział Bartosz Szeliga, obecnie grający dla GKS-u Tychy, a wcześniej reprezentant barw Sandecji Nowy Sącz, Piasta Gliwice czy Bruk-Betu Termaliki Nieciecza.
Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z piłką nożną? Od dziecka wiedziałeś, że chcesz uprawiać ten sport?
W zasadzie to tak, od małego miałem dryg do grania w piłkę. Do pewnego momentu ograniczałem się do wyjścia na podwórko, natomiast mój starszy brat trenował w Sandecji Nowy Sącz. To on zaproponował mi, aby pójść do najmłodszej grupy prowadzonej przez śp. trenera Szpigla. Bardzo mi się to podobało – wielu rówieśników, można było rywalizować z innymi. Tak właśnie wyglądała moja droga na samym początku. W Sandecji przeszedłem wszystkie kategorie wiekowe do seniora i zdołałem zadebiutować na poziomie 1. ligi.
Nie miałeś żadnych momentów zwątpienia? Takie chwile spotykają niemal każdego. Jeden potrafi to przetrwać, inny jednak nie.
Świat jest taki, że stawia przed nami wiele pokus. Ja w wieku 15-16 lat miałem ten kłopot, że piłka nożna mi się znudziła. To trudny moment, kiedy wchodzisz w dorosłe życie, widzisz co zaczyna się dziać wokół ciebie. Szkoła, koledzy… każdy aspekt się zmienia. Zadałem sobie jednak pytanie – chcę grać w piłkę czy nie? Odpowiedź była jasna, chciałem zostać piłkarzem i grać. Postanowiłem, że pójdę dalej i oddaję się temu na sto procent. Wielu moich znajomych zapowiadało się nieźle, ale wybrali co innego. Mocno wierzyłem, że się uda i teraz nie żałuję, że wybrałem tę opcję. Bardzo się z tego cieszę i dziękuję Bogu, że tak wszystko się potoczyło.
Powszechnie uważa się, że najtrudniejsze jest przejście z juniorów do seniorów. Jak było w twoim przypadku?
Wtedy brakowało mi pewności siebie. W futbolu zawodnik musi twardo stąpać po ziemi i gdybym wtedy o tym wiedział, to myślę, że mój debiut w 1. lidze byłby szybszy. Mimo to w Sandecji zagrałem 35 meczów i odszedłem do Piasta, co oceniam bardzo dobrze. Jako drugi element wskazałbym fizyczność. Byłem wysoki, ale chudy. Aspekt przygotowania fizycznego ciągnął się za mną długo, dopiero w Piaście zbudowałem masę mięśniową. Do tamtej pory był to dla mnie odczuwalny problem.
W klubie z Gliwic grałeś na poziomie Ekstraklasy. Czy w życiu piłkarza występującego na poziomie polskiej elity jest czas na trening indywidualny? Poświęcałeś czas na takie zajęcia? Nad czym pracowałeś?
Akurat ja należę do grupy zawodników, którzy mocno pracują nad poprawą swoich umiejętności. Kiedy wchodziłem do Piasta, bardzo skupiałem się na sile i aspekcie fizycznym. Miałem z tym kłopot, jak już wcześniej przyznałem. Jednakże przez to nieco zaniedbałem technikę, sprawy czysto piłkarskie. Zajęcia indywidualne były dla mnie czasem spędzonym na siłowni. Nie można zapominać o piłce, ale zrozumiałem to dopiero później i mogłem poprawić ten błąd. Jeśli weźmiemy pod uwagę jednostkę treningową zespołu, pojedynczy piłkarz tak naprawdę nie posiada aż tak często futbolówki. Warto więc popracować samemu. Jeśli gracz chce iść do przodu, to musi trenować indywidualnie . A gdybym mógł cofnąć czas… myślę, że popracowałbym też nad mentalnością. Po odejściu z Piasta Gliwice zdecydowałem się na trening mentalny z Konradem Czapeczką i jestem mu wdzięczny. Pokazał mi futbol od zupełnie innej, dużo lepszej strony. Uważam, że jeśli posiadałbym tę wiedzę wcześniej, osiągnąłbym znacznie więcej. W dużej mierze, ogólnie podsumowując, sporo nauczyłem się na błędach.
W twojej karierze ważnym momentem była zmiana pozycji. Ze skrzydłowego stałeś się bocznym obrońcą. Wielu zawodników boi się takich zmian. U Ciebie przebiegało to normalnie, płynnie czy też były obawy?
Bardzo długo zajęło mi to, żebym się przestawił. W zasadzie całe życie byłem zawodnikiem ofensywnym. W Piaście trener Marcin Brosz kiedyś rzucił mi nagle komentarz, że mam predyspozycje do bycia bocznym defensorem. Byłem zdziwiony i można rzec, że z automatu odrzuciłem temat. Pomyślałem – a gdzie tam, jestem stworzony do gry na skrzydle. Pomimo to, trener dalej rozważał wystawienie mojej osoby w obronie. Wreszcie nadszedł moment, że z konieczności zagrałem tam kilka spotkań. Większość na prawej stronie, jedno na lewej, ale nie byłem przekonany do tego rozwiązania. Nie tylko trener Brosz, bo i menadżer Artur Płatek, który wtedy pracował w Piaście, cały czas próbowali mnie namówić, bym spojrzał na to przychylniejszym okiem. Doszło do tego, ze porównywali mnie nawet do Łukasza Piszczka. Ja jednak czułem, nazwijmy to, bunt wewnętrzny, że chcę grać do przodu i koniec. Wszystko odwróciło się, gdy Piasta objął śp. Hiszpan, Perez Garcia, u którego byłem wyłącznie skrzydłowym i znów wróciłem do tego, czego chciałem. To jednak nie koniec tej opowieści. Następnie drużynę objął Radoslav Latal. Czeski szkoleniowiec w ogóle zmienił ustawienie na system 3-5-2 i u niego stałem się wahadłowym. Miałem inne zadania niż dotychczas, ale i więcej miejsca. Czułem się optymalnie i dobrze wspominam ten czas. Natomiast, gdy Piast zatrudnił trenera Dariusza Wdowczyka, wróciliśmy do poprzednich ustawień, a ja dostałem jasny komunikat – jesteś dla mnie defensorem. Wówczas już to zaakceptowałem i tak zostało. Obecnie sam już wolę grać jako boczny obrońca, ale samo przestawienie, jak widać, zajęło mi sporo czasu i „kilku szkoleniowców”.
Gdybyś na koniec miał skierować kilka zdań do młodych zawodników, to co byś powiedział? Co powinno być najważniejsze?
Po pierwsze, jeśli robisz coś, co kochasz i jest to twój zawód, to najlepsze rozwiązane na świecie, przywilej. W dodatku, gdy jest to piłka nożna. Tylko garstka spośród milionów będzie uprawiać futbol zawodowo, a znaleźć się w tym wąskim gronie – to coś przepięknego. Sport dostarcza tyle radości, że jest to nie do opisania. Życzę każdemu, by mógł kiedyś wznieść puchar, zdobyć trofeum czy medal. To jest coś, o czym sportowiec myśli i co go napędza. Z drugiej strony są oczywiście porażki, których sam sporo przeżyłem. One kształtują charakter i wyzwalają sporo siły, by być lepszym. Nie można się poddawać, należy dążyć do określonych celów. Cierpliwość również jest bardzo istotna. Czasami zawodnik nie gra, bo trener na niego nie stawia, ale wówczas trzeba pracować jeszcze mocniej i wyczekać swoją chwilę. To nie jest tak, że jeśli chłopak ma 16 lat i nie gra w Ekstraklasie, to nic z niego nie będzie. Czasami, nawet gdy w wieku 24 lat piłkarz wskakuje do składu, może zrobić większą karierę.
AUTOR: MICHAŁ TYRKA
fot.: Marcin Kądziołka