„Zostałem zaproszony do Las Vegas, żeby latem pomagać drużynie USA w przygotowaniach do olimpiady w Londynie. Jak wiadomo, mieli przywieźć złoto. W przeszłości miałem możliwość współpracować z Carmelo Anthonym i Deyan’em Wade’em, natomiast był to mój pierwszy raz z Bryantem. Poznaliśmy się trzy dni przed pierwszym meczem pokazowym, na pierwszym dniu treningowym, na początku lipca. Pogadaliśmy chwile o treningach, ćwiczeniach jakie cele chciałby Kobe osiągnąć przed sezonem oraz jak bardzo wszyscy chcą zdobyć złoty medal. Potem wymieniliśmy się numerami, a ja dodałem, że jeśli potrzebowałby dodatkowych sesji treningowych, to może się ze mną skontaktować, kiedy tylko chce.
W przeddzień pierwszego meczu leżałem w hotelu i oglądałem Casablankę, była 3.30 nad ranem. Prawie przysypiałem. Zadzwonił telefon, to Kobe. Odebrałem.
– Cześć, Rob. Mam nadzieje, że nie przeszkadzam?
– Yyy, nie. Co tam Kobe?
– Tak sobie myślałem, może mógłbyś mi pomóc w treningu?
Popatrzyłem na zegarek, była 4:15 nad ranem.
– Jasne do zobaczenia za chwile na sali.
Wyszykowałem się w jakieś 20 minut. Kiedy przyjechałem na sale, zobaczyłem Kobego. Był mokry … zlany potem, tak jakby przed chwila wyszedł z basenu. Dochodziła 5 rano. Przez następna godzinę i piętnaście minut potrenowaliśmy. Potem przyszliśmy na siłownie, tam przerobiliśmy trochę ćwiczeń wzmacniających, zajęło nam to 45 minut. Potem wróciłem do hotelu, a Kobe został jeszcze porzucać na boisku. Następnego dnia musiałem już być na sali. Oczywiście wstałem zaspany, wielkie dzięki, Kobe.
Wsunąłem jakąś bułkę i pojechałem na trening.
Następna cześć pamiętam doskonale. Wszyscy zawodnicy z drużyny USA byli na boisku, rozluźnieni przed pierwszym meczem. LeBron rozmawiał z Melo, Coach K coś tłumaczył Durantowi. Po prawej stronie sali Kobe samotnie rzucał do kosza. Nasza rozmowa miała następujący przebieg. Poszedłem do niego, poklepałem po ramieniu i zagadałem.
– Odwaliłeś kawał dobrej roboty dziś rano.
– Hm?
– No wiesz, ten trening. Dobra robota.
– Aaa, tak. Dzięki Rob. Doceniam to.
– Kiedy skończyłeś?
– Co skończyłem?
– No rzucać. O której wyszedłeś z sali?
– Właśnie kończę. Chciałem trafić ponad 800 rzutów, więc teraz kończę”.
Jeden z Trenerów Kobego.
Brzmi to jak jakaś bajka. Nierealistyczna opowieść wymyślona przez pracoholika. Ale to fakt, droga obsesji do doskonałości.
Nie mówię byś od razu Trenował od 3 rano. Zacznij od jednego dodatkowego treningu dziennie. Jeśli Ci się nie chce i nie masz odpowiedniego nastawienia, to zmień nastawienie.
AUTOR: ERNEST GRALEC
fot. cleveland.com i nba.com